Z okazji premiery cyfrowej wersji filmu Miś, postanowiłam go po raz enty zobaczyć, tym razem oczywiście pod kątem kulinarnym.
Film Miś to skarbnica kulinarna PRL-u. Jedzenia tu na potęgę, kultowego, nostalgicznego, idealizowanego i z kilkoma ciekawymi historiami. Był czas, że mogłam cytować z pamięci spore partie dialogów, teraz z pamięcią trochę gorzej, ale wszystko zawsze można sobie przecież przypomnieć.
„Dlatego te zniknięte parówki zewrą jeszcze bardziej nasze szeregi.„
Taaaak parówki chyba też kojarzą mi się z dzieciństwem. Na starość zmieniłam tylko jedną rzecz, nigdy nie jem ich na ciepło. Nie ma nic gorszego niż ciepła parówka!
„- Pani da dwa misie, tego rudego i tego w czerwonej czapeczce. – Jem przecież” – odzywa się sprzedawczyni w Cepelii, znad talerza zupy z dużą ilością makaronu (wnioskuję, że pomidorowa, choć blado wygląda, może ze śmietaną, oczywiście zupa nie pani).
To były czasy, jak mawiają dziadowie. Tylko wtedy, tak państwo troszczyło się o obywatela, co by nie chudł, a tym bardziej wykształcony obywatel.
KAŻDY KILOGRAM OBYWATELA Z WYŻSZYM WYKSZTAŁCENIEM – SZCZEGÓLNYM DOBREM NARODU. – film Miś
Jak wiadomo klasyka w żywieniu jest najlepsza, więc co i rusz kanapki, z żółtym serem głównie, a do kanapki obowiązkowo herbata w szklance. Mięso, wędliny, wiadomo towar deficytowy, więc nikogo nie dziwiły dostawy do biur, prosto od gospodyń wiejskich:
– Już myślałam, że pani nie przyjdzie. – Na Zachodnim wysiadłam. Na Centralnym strach, jak łapią.- Ano, co robić? – odpowiada sekretarka, w rolę której wcieliła się córka samego Barei.
Nikogo też nie dziwiła sprzedaż mięsa w kiosku Ruchu, wiadomo Politechnik = schabik, Poradnik Speleologiczny = wątróbka. Co innego z obsadzenie czołowego polskiego kaskadera Krzysztofa Fusa w roli łysej kobiety, ofiary szamponu regeneracyjnego „Samson”, na noszach w tymże kiosku.
Wizyta w barze Apis, jest równie ciekawa. Do dziś mam słabość do barów mlecznych, kompotów, galaretek na deser itp. Mój ulubiony z czasów reporterskich jest w Gdańsku, niedaleko fontanny, a drugi malutki ukryty w Sopocie, ale nie pamiętam ulicy, trafiam tam na oko. Wracając… w tymże barze dowiadujemy się, że nie ma puree ze smalce, za to są z dżemem (puree – ugotowane jarzyny przetarte przez sito lub rozgniecione tłuczkiem, tak dla młodzieży). Kasza gryczana jak przystało na „knajpę w Victorii”… niedogotowana, w metalowych miskach przykręcanych do stołu i ze sztućcami na łańcuchach.
Kelnerka: Dwie kawy i dwie wuzetki… I co jeszcze?!
Ola: Dlaczego „dwie kawy i dwie wuzetki”?
Kelnerka: Kawa i wuzetka są obowiązkowe dla każdego! Bijemy się o „Złotą Patelnię”!
Miś: Dobrze! Pani pozwoli – dwa razy zestaw obowiązkowy.
Kelnerka: Szatnia też jest u nas obowiązkowa!
Wracając do wyrobów mięsnych, w pierwotnej wersji scenariusza (…) na planie „Ostatniej paróweczki hrabiego Barry Kenta” doszło do zuchwałej kradzieży pieczonego wg sanacyjnej receptury dożynkowego chleba. Złodziej zastąpił go bułką praską z pobliskiego Samu. Nieznany sprawca, rozochocony sukcesem, posunie się do zagarnięcia parówek (…)
– Kucharz, szerokim gestem, szerokim… i wyciągasz parówki.
A pamiętacie scenę w teatrze z baleronem, kiedy jeden z widzów mówi słynną kwestię: „Patrz synku, tak wygląda baleron” (rodzaj gotowanej lub wędzonej wędliny wyrabianej z peklowanego schabu karkowego bez kości w osłonce naturalnej lub sztucznej). W tym czasie zdobycie takiego luksusu graniczyło z cudem, w związku z czym zostało złożone oficjalne zamówienie z pieczątkami i podpisami, a ów cud wykonano w zakładach mięsnych w Sokołowie.
Film Miś i zaginione parówki
Podobnie było z zaginionymi parówkami, które w cudowny sposób odnalazły się w teczce Hochwandera. (…) Prawdziwe czyli cielęce parówki w baraniej kiszce ostatni raz widziano w Polsce przed wrześniem 1939 roku. Bareja, znawca wędlin, nie zgodził się, aby w filmie zagrały zwykłe parówki w foliowych „koszulkach”. W scenopisie Hochwander wyjaśnia ich pochodzenie: „Z filmu mam. Na dwa tygodnie zaangażowałem przedwojennego wędliniarza, robi rekwizyty.. cuda. Salceson też umie”. (Salceson – rodzaj wyrobów podrobowych robionych z głowizny wieprzowej, wołowej lub cielęcej z dodatkiem tłuszczu, podrobów, krwi, okrawków mięsa skórek i przypraw.)
Bilet lotniczy za podwawelską
Z racji swojej niedostępności jedzenie było ogromnie użyteczne, podwawelska mogła pomóc w zakupie biletu lotniczego. A bardziej praktyczne wykorzystanie klusków (bądź klusek, jak kto woli) pomagało w ekspresowej nauce języka obcego. Kiedy naszemu bohaterowi w końcu udaje się wyjechać do nieznanego miasta Londyn, spotyka Jana Kowalskiego. Na ekranie możemy zobaczyć w tej roli, samego Stanisława Bareję, jako właściciela sklepu Continental Delicatessen. Były to autentyczne polskie delikatesy przy Latchmere Road, z „bardzo soczystą” polish ham.
Złota Patelnia
A na deser… ciasto. Kawiarnie biły się o Złotą Patelnię, a to zobowiązuje, a zatem zestaw obowiązkowy: kawa plujka i wuzetka (ulubione ciasto mojej mamy). Młodzieży przypomnę, że wuzetka składa się z kakaowego biszkoptu, dżemu, bitej śmietany i pomady czekoladowej. Istnieją dwie wersje odnośnie pochodzenia nazwy: pierwsza – od cukierni, która na przełomie lat 40 i 50 znajdowała się w pobliżu trasy W-Z, a druga – od skrótu „WZK”, czyli „wypiek z kremem”. Mnie osobiście zawsze kojarzyła się z trasą.
Film Miś to niezawodny film na wieczór, na poprawę humoru, ponadczasowy. Po tej ilości mięsa i humoru, wspomnień z dzieciństwa z deserem w ręce, oddalam się w siną dal. Pa
Miś, 1981, reż. Stanisław Bareja
Fragmenty zaczerpnięte z książki „Stanisław Bareja. Król Krzywego Zwierciadła”, M. Replewicz
Ogląda, gotuje i fotografuje: Kino i Kuchnia