Dziewczyny do wzięcia to film na weekend idealny, a weekend przed nami. Zatem wyryw i podryw będzie szedł na całego.
„Jedzenie też powinno być podawane elegancko, kulturalnie,
estetycznie, powinno być pożywne jedzenie.”
Do miasta zjadą się same najlepsze panny, a panowie czujnym okiem będą je wypatrywać na peronie. Dziewczyny do wzięcia dziewczyny do wyjęcia 😉 Ostatnio ciągnie mnie do polskiej klasyki filmowej, więc po ostatnich zasłodzeniach cukierniczych i emocjonalnych, i innych przesytach przypomniał mi się krem sułtański. Jakoś tak mam, że nigdy nie jadłam, a nie wiem czy za sprawą filmu, czy w ogóle na samą nazwę zamiast cieknącej ślinki… mam wręcz odwrotnie.
Trzy panny spod Warszawy w stołecznym lokalu zamawiają krem sułtański. Rzućcie okiem na kelnerkę, to sama Małgorzata Niemen, której mąż Czesław zresztą, skomponował świetną muzykę do tego filmu. Siedzą i jedzą krem z pucharków, a amanci ze stolika obok (Magister i Inżynier) po długich namysłach jak tu panny wyrwać, zamawiają dla nich jeszcze raz to samo.
„Na dworcu to ja wiem co mam powiedzieć, a w kawiarni? Tutaj? Co ja mam zrobić w kawiarni, to jest wielki znak zapytania.”
Się okazuje, że jedna nie lubi kremu, ale zmuszona przez koleżanki w bólach pałaszuje. Swoją drogą urocza scena, kiedy dziewczyny z rosnącym im kremem w buzi, starają się być zalotne, zabawne i na zet. Śmieją się w głos błyskając od czasu do czasu koronkami.
– Proszę pani, myśmy zamawiały tylko po jednej porcji kremu
– Toteż rachunek opiewa na trzy porcje
– Ale pani przyniosła 6 porcji
– Tamci panowie zamówili
Jak się później okazało, pomysł z kremem był strzałem w przysłowiową dziesiątkę. Ale drodzy koledzy pamiętajcie, co za dużo to nie zdrowo.
– Widziałem, że lubicie, więc jeszcze po jednej porcji kupiłem.
Fatalna w skutkach pomyłka, a może raczej tradycyjne „chcieliśmy dobrze a wyszło jak zawsze” spowodowała, że nasza „nie lubiąca kremu” zwyczajnie nie dała rady.
– Czemu ona płacze?
– Co ci jest?
– Jedz, czemu nie jesz?
Zrugana i zbesztana, za bezczelne niepowstrzymanie się od naturalnych odruchów wymiotnych, dochodzi w toalecie damskiej do wniosku, że jest jednak ładna, zresztą podobnie jak koleżanki. Zaloty trwają dalej i przenoszą się do mieszkania kolegi kelnera, który jest można tak powiedzieć zawodowym bajerantem. Mieszkanie ma, telewizor, lodówkę, i kolorową wodę udającą zagraniczny alkohol 😉
– A kelner to ile on na rękę dostaje?
– Wychodzi na swoje, to jasne.
– Kto gospodarny i oszczędny zawsze może sobie odłożyć.
W między czasie wkrada się jeszcze dialog na temat kultury jedzenia tak w ogóle, z akcentami kuchni francuskiej:
-Ja tam wszystko zjem
-A ślimaki zjesz?
– Pewnie, we Francji to jest przysmak.
– A ja jak włos w zupie zobaczę, to już nie ruszę.
Atmosfera robi się gorąca i wychodzi, że nasza panna od kremu jest na straconej pozycji. Wtem niespodziewanie wraca nasz uroczy kelner. I jak bajce oczarowuje ją piosenką oraz urokiem osobistym. Zacytuję tylko fragment kulinarny, bo resztę wszyscy znają:
„Pieski małe dwa poszły więc do sklepu
Nie wiedziały, że nie lubią pasztetu
A sklepowa ta dała im pasztety dwa.
Si bon si bon lalalalala…. „
Pozostając w poszukiwaniu swojego powabnego amanta (bez kremów sułtańskich itp. ;))
Wasza KiK
Ogląda, gotuje i fotografuje: Kino i Kuchnia
Dziewczyny do wzięcia, 1972, Polska, reż. Janusz Kondratiuk