Oświadczyny po irlandzku czyli ukręć łeb kurczakowi, a za tydzień będzie twoja. Brutalnie kulinarna historia miłosna.
Za czasów studenckich uwielbiałam wszystko co irlandzkie, głównie przejawiało się to w trunkach czyli w piwie. Zielony kolor, celtycka czcionka, dosłownie wszystko. Do dzisiaj mam sentyment i wciąż marzę o podróży do Irlandii. A że zbliża się Dzień Świętego Patryka, to cni się jakoś bardziej, więc zapuściłam sobie film z widokami, przepięknymi widokami Irlandii czyli „Oświadczyny po irlandzku”.
Jak sprzedać mieszkanie piekąc ciastka.
W skrócie o filmie: pedantyczna aranżerka wnętrz z Bostonu, mistrzyni w swoim fachu, marzy o ślubie ze swoim chłopakiem. Do sprzedaży mieszkań wykorzystuje numer z pieczonymi ciastkami! Który działa rewelacyjnie, sama sprawdziłam gdy sprzedawałam mieszkanie, działa! Nie tylko z ciastkami, generalnie z jakimkolwiek wypiekiem. W pomieszczeniu rozchodzi się zapach pieczonego ciasta, albo chleba, a w głowie gości pojawia się dom rodzinny, opiekuńcze ramiona, kanapa, wybierz najbardziej przyjemnie dla siebie.
Wstaw do piekarnika na 30 minut i do południa będziesz miał pięć ofert, bez fartu.
Nasza ruda bohaterka niestety zamiast pierścionka dostaje … kolczyki. Laska więc jedzie do Dublina, żeby oświadczyć się swojemu chłopakowi 29 lutego w rok przestępny, bo taką mają irlandzką rodzinną tradycję i babcia tak usidliła dziadka.
Anna trafia, w wyniku niesprzyjających wypadków podróżnych, do małej irlandzkiej wioski, gdzie jedyny bar w okolicy prowadzi niejaki Deklen, właściciel baru i hotelu w jednym, facet po przejściach. Anna wzbudza w nim raczej negatywne uczucia, a gdy zostaje na noc i w 5 minut demoluje pokój i pozbawia wioskę światła, nie ma co do tego wątpliwości. Na niewiele zdają się jej jęki, że jest głodna i ta irlandzka gościnność. Kończy dzień wielką „kanapką z szyną”.
Na drugi dzień okazuje się, że Deklen może ją zawieźć do Dublina, ale oczywiście za odpowiednią kwotę. I zaczyna się przygoda, a kanapek ciąg dalszy. Tyle, że tym razem lądują za oknem samochodu. Bliskie spotkania z krowami: „szok jak biegle władasz krowim”, utrata samochodu, potem Louiego, jest zabawnie.
Ukręć łeb kurczakowi.
Trafiają do pensjonatu, który nie dość że wymaga od swoich mieszkańców ślubu, to na kolację serwuje domowe flaki. Na szczęście Deklan w porę reaguje i oferuje się, że w ramach wdzięczności za gościnę coś ugotuje. Coś czyli kurczaka w winie. Widząc Annę w ogródku jak mierzy marchewki czy wszystkie są średnie, przypomniały mi się moje początki w kuchni i dramatyczne sytuacje z tym związane. Nie było łatwo, kiedyś ci opowiem.
Wspólnie przygotowują kolację z kurczaka, ale ukręcenie łba kurczakowi to i dla mnie byłoby za dużo.
– Nie mów, że nigdy nie jadłaś potrawki kurczaka.
– Oczywiście, że jadłam
– A skąd według ciebie pochodziły kurczaki?
– Z działu mrożonek?
I tak sobie pląsają po kuchni, nie dotykając się, próbując i śmiejąc, klasyczna scena pod tytułem „zakochują się”. Już myślimy, że wita się z gąską, a tu nie, klops. Jak było dalej sami wiecie, a jak nie to sprawdźcie w filmie. Dodam jeszcze tylko na koniec, że Deklan „produkuje”w restauracji: minestrone, kisz i ciasto z mięsem. Mało to wszystko irlandzkie… w sumie nie zrozumiałe dla mnie, że nie wcisnęli choćby jednej tradycyjne potrawy. Potrawka teoretycznie podchodzi, ale kurczak? Może nie chcieli drażnić widza zarzynaniem barana. Nie dziwię się.
Ważne, że od czasu do czasu pojawiał się Guinness. Myślę, że można trochę zmodyfikować przepis Deklana i zrobić kurczaka w Guinnessie! Wtedy i wilk syty i owca cała, szkoda tylko kurczaka.
„Dla którego z Was pacany mój kurczak jest za suchy?”
ps. o mało bym zapomniała, fantastyczna muzyka: Randy Edelman i kilka innych kawałków, których nie jestem wstanie nazwać.

Ogląda, gotuje i fotografuje: Kino i Kuchnia
Oświadczyny po Irlandzku | Leap Year, 2010, reż. Anand Tucker