Frankie i Johnny to film tak na prawdę o samotności i potrzebie miłości, o pułapce w którą wpadamy po kolejnym nieudanym związku. Jak mówi sama Frankie: „Boję się być sama i boję się nie być sama”
To chyba mój najczęstszy problem, że za dużo siebie znajduję w filmach, ale nie bójcie się, daleka jestem od prywatnych rozkminek. Ot refleksja po filmie. Frankie i Johnny jak w piosence Terence,a Trent D’Arby, albo Osieckiej kobieta po przejściach mężczyzna z przeszłością, nie można by tego lepiej ująć. Ona po toksycznym i brutalnym związku pracuje w barze, on po rozwodzie i więzieniu, gdzie stał się kucharzem. Johnny wie od początku, że coś z tego będzie. Jest w tej jego nachalności i pewności w dążeniu do celu pewna bezradność małego chłopca, bo nie wie co ukrywa przed nim Frankie i jak ma do niej dotrzeć. Wg niego pasują do siebie, pasują jak groszek do strączka 😉
Frankie zagłusza samotność filmami, kupuje video i w ten sposób spędza czas po pracy. Nie chce się wiązać. Jest silna, a przynajmniej tak chce być postrzegana. To ona otwiera w barze wszystkie słoiki (bez obtłukiwania o podłogę, to mój zwyczaj.
Frankie and Johnny were lovers alright
A man and a woman toughened by the weight of time
But not quite as hard as they seem
Because they both have hearts awaiting dreams
„Masz kolację, kino i nie musisz znosić jakiegoś głupka, który pcha Ci język do ucha”
W greckim barze Apollo w którym pracuje pojawia się jednak Johnny. Cytuje Szekspira i nie zraża się jej odmowami. Frankie w końcu ulega, a milczący kochanek wydaje z siebie krzyk rozkoszy. A potem pieczeń w łóżku z foli 😉 (miłe urozmaicenie po wszystkich papierosowych zakończeniach). Pomijając już sceny łóżkowe, nie mogę wyjść z podziwu jak prawdziwi są w tym filmie oboje. Czułam się oglądając jak sąsiadka z bloku, albo koleżanka z baru.
– A może wybierzemy się na piknik. Co lubisz? Tuńczyka, wiem zrobię Ci potrawkę z tuńczyka.
– Tylko nie to, kanapkę.
– Okej kanapkę. Wyjmę tuńczyka z puszki i będę go ugniatał, aż będzie wystarczająco miękki.
Przy ściśle barowym tle, oczywiste jest, że przewija się masa jedzenia. Bardziej estetyczny i romantyczny niż do jedzenia: ziemniak na widelcu z selerem, czyli róża Johnnego dla Frankie 🙂 Są belgijskie gofry („Kogo mam przelecieć, żeby dostać gofry?”) omlet z serem i zachodni (West Omelette – z szynką, cebulą i zielonym pieprze), jajecznica z kiełbasą („Jajecznica z kiełbasą, frytki i rewolwer. Zastrzelę kobietę przy 9tce.”) frytki, pasztet z tuńczyka.
„Johnny skreśl pasztet z tuńczyka, klient właśnie umarł z głodu.”
A teraz ciocia Kino i Kuchnia 😉 udzieli Wam życiowej rady, nie zrażajcie się, nie ten/ta to inny/a. Prawdziwa miłość może się wydarzyć w każdym wieku, więc nie warto żyć wg szablonu. Teraz spróbuję to zastosować u siebie, co by dać dobry przykład 😉
Ogląda, gotuje i fotografuje: Kino i Kuchnia.
Frankie i Johnny, 1991, reż. Garry Marshall
*film oparty na sztuce „Frankie i Johnny w świetle księżyca”