Anxiety, nightmares and a nervous breakdown, there’s only so many traumas a person can withstand until they take to the streets and start screaming.
Wielu zarzucało ostatnim filmom Allena brak formy i pójście w komercję, z Blue Jasmine wraca na szczyty. Temat filmu idealnie wpisuje się w otaczający nas klimat wszechogarniającego kryzysu i nawiązuje (podobnie jak Wilk z Wall Street) do krachu na giełdzie. Jest to też uwspółcześniona przez Allena wersja Tramwaju Zwanego Pożądaniem.
Obrzydliwie bogata Jasmine (Cate Blanchett) traci wszystko przez swojego męża, który okazuje się oszustem giełdowym. Załamana, nadużywająca xanaxu i wódki Jasmine zjawia się u swojej przybranej siostry, która nie ma nawet ułamka tego co ona kiedyś. Bankructwo nie zmieniło jednak jej manier i przyzwyczajeń, które z czasem będzie musiała zweryfikować.
Cate Blanchette fantastycznie wcieliła się w rolę neurotycznej, gadającej do siebie, wiecznie lekko wstawionej Jasmine. Z jednej strony kompletnie spłukanej, ale podróżującej z walizkami Louis Vuitton a pogardzającej facetami swojej siostry i w sumie nią też. Bolesne przystosowywanie się do życia zwykłych ludzi w jej wykonaniu irytuje mnie do granic możliwości. Więc w sumie cieszę się, że w końcu się ogarnia, gdy pojawia się opcja kolejnego związku z bardzo zamożnym mężczyzną. Jest bardzo przekonująca i w stu procentach zasłużenie otrzymała za tą rolę Złotego Globa.
Taka refleksja mnie naszła na koniec. Niesamowite jest to w filmach Allena, że nawet jeśli w nich nie gra i tak słyszysz jego głos, sposób mówienia, to automatycznie udziela się aktorom. Też tak macie? 🙂
Ogląda, gotuje i fotografuje: Kino i Kuchnia
Blue Jasmine, 2013, reż. Woody Allen