„As the great De Blasi, my predecessor, said: Tonight I’ll do two things, eat soup and have a shag.”
Tak właśnie zaczyna się mistrzowski film Paolo Sorrentino „Wielkie Piękno”. Nie wiadomo czy od śmierci, ale od syndromu Stendhala. Japoński turysta pada zemdlony od nadmiaru piękna podczas wycieczki po Rzymie. To jednocześnie wstęp i kwintesencja całego filmu.
„- The catering’s gone downhill.– Rome’s gone downhill.”
Filmu o pustce, przesycie i nadmiarze wszystkiego. W kolejnej scenie widzimy naszego głównego bohatera, pisarza i dziennikarza, na jego imprezie urodzinowej. Jep kończy 65 lat i widział już wszystko, zna wszystkich, przeżył wszystko. Jest cyniczny i zdystansowany do otaczającego go świata, ale nie traci poczucia humoru. W dniu swoich urodzin postanawia nie marnować więcej czasu na rzeczy które go nie interesują.
„Woman with balls” would be too much for any gentleman.
Przepięknie sfilmowany Rzym, bez tradycyjnych pocztówkowych klimatów (może poza jednym ujęciem Colosseum). Włóczymy się razem bohaterem po wiecznym mieście i co chwila wchodzimy na niekończącą się imprezę. Jak imprezowe wężyki, są najlepsze bo prowadzą do donikąd.
„Sister Maria, in Mali, only eats 40 grams of plant roots a day.”
Z tym całym blichtrem, obsesją na punkcie piękna zostaje zestawiona siostra Maria. Stara, pomarszczona, bez zębów, jedząca tylko korzonki. Ale jak mówi karlica, czyli wydawca Jepa: „Stare jest lepsze niż nowe” a odgrzewane risotto zawsze smakuje lepiej.
Ogląda, gotuje i fotografuje: Kino i Kuchnia
Przepis kardynała na królika;)
„Cut at least twelve pieces of rabbit! Set aside the kidneys, liver, head… Gently brown. Don’t forget thyme, laurel leaves, rosemary… Then red wine, Ligurian olives… pine nuts. And after an hour you have Ligurian-style rabbit!”