Nebraska. Reżyser „Bezdroży” Alexander Payne ponownie sprawił mi ogromną kinową przyjemność. Prawdziwe zrzędliwe kino drogi, czarno-białe, leniwe i powolne. Najpierw zrzędzi Woody Grant (Bruce Dern), a potem jego żona Kate (June Squibb). Syn zabiera ledwo powłóczącego nogami ojca w podróż do Nebraski, aby odebrać wyimaginowaną nagrodę, odwiedzając pod drodze stare śmieci.
Odarta z koloru, przedstawiona przez zwykłych nieuczesanych ludzi, w szarych miasteczkach i wśród zwykłych spraw, historia od niechcenia przykuwa moją uwagę. Może dlatego, że nie lubię markowego kina i przestylizowanych ludzi i wnętrz. Wolę kino prawdziwe, ze zwykłymi problemami, a to wbrew zarzutom, wcale nie potrzeba być Amerykaninem żeby zrozumieć relacje i zachowanie ludzi. Nie ma rozliczania starych spraw, no może poza sępami na kasę i starym kompresorem 😉 nie ma sentymentalizmu i ckliwości.
W pierwszej chwili dialogi mogą szokować, ale po chwili trafia do mnie, że, hej, przecież ja to znam. Znam takich ludzi, takie historie. Do tego przezabawne teksty Kate Grant i jej spojrzenie na dawnych znajomych. Nie wybuchniecie śmiechem, ale przez większość filmu będziecie się uśmiechać.
Moje podejście do tego filmu może być inne, bo mama odeszła jakiś czas temu, a tata jest w podobnym wieku i w pewnym stopniu utożsamiam się z synem bohatera. Znam może inne problemy, ale one wszystkie są bardzo podobne i mają to samo podłoże, czyli więzi i pokolenia.
I powiem tak, wszystkim Wam życzę takich dzieci na starość…
ps. świetna muza Marka Ortona i zdjęcia Phedona Papamichaela … taaaaa przestrzeń… aaach
Menu filmowe:
- smażony kurczak
- rostbeaf
- tilapia
- nieśmiertelne kanapki
Ogląda, gotuje i fotografuje: Kino i Kuchnia