„Look, Dave, I can see you’re really upset about this. I honestly think you ought to sit down calmly, take a stress pill, and think things over.”
2001: Odyseja kosmiczna na tapecie. Tak, właśnie robię moją osobistą retrospektywę Kubricka, co by w pełni móc docenić krakowską wystawę tegoż reżysera, na którą się wybieram. Dzisiaj dzieło wiekopomne czyli 2001: Odyseja kosmiczna. Film powstał w oparciu o opowiadanie Arthura C. Clarke’a „The Sentinel”. Historia ludzi, historia ewolucji, że tak patetycznie zacznę.
Kubrick rozpoczyna swoją opowieść od czarnego ekranu i dźwięku, wschodu słońca, przechodząc do początków życia na ziemi i małp odkrywających Czarny Monolit, który powoduje u nich nagły rozwój. Słynna scena z wyrzuceniem kości w powietrze, kości która przechodzi w statek kosmiczny, czyli najsłynniejsze montażowe cięcie w dziejach kina i najkrótsza historia ludzkości w jednym. Inne narzędzie to samo zastosowanie, tylko geniusz mógł wpaść, na równie doskonały kadr.
Filmu na pewno nie można uznać za przegadany. Około 70% stanowią obrazy i to one bardziej przykuwają niż pozostałe dialogi. Rozmowy, a raczej komunikaty pozbawione emocji.
W całym filmie najwięcej uczuć i emocji ma i wzbudza komputer HAL-9000. Żaden z aktorów nie wykazuje tak ludzkich zachowań jak on, czy przy kontakcie z dziećmi, z rodzicami, w związku ze swoimi urodzinami. Nawet odkrycie awarii superkomputera odbywa się na chłodno, bez zbędnych emocji, z czystą kalkulacją. Scena odłączania superkomputera i jego stopniowo mętniejący głos, plus piosenka Daisy, to maksimum emocji jakie otrzymamy. I głos: „I’m afraid, Dave. Dave, my mind is going. I can feel it.” I bardziej człowiekowi żal komputera, który uśmiercił prawie całą załogę, niż samych członków tejże załogi.
Odyseja to głównie wizualne przeżycie, minimum dialogów, maksimum obrazu okraszone muzyką klasyczną, która wbrew pozorom pasuje tu idealnie. A początek filmu czyli wschód słońca (człowieka) i zachód księżyca (symbol Zaratusztrianizmu) oraz poemat symfoniczny „Tako Rzecze Zaratustra” Richarda Straussa znają chyba wszyscy fani kina.
Za cienka w uszach jestem, żeby podejmować się analizy filmu (zresztą znajdziecie nie jedną w sieci). Pozostanę więc przy doznaniach wizualnych. Zresztą jak sam A. C. Clarke powiedział: „If you understand '2001′ completely, we failed. We wanted to raise far more questions than we answered. „
ps. wbrew pozorom jak na film sf sporo w nim jedzenia. Zaczynając od pierwszego mięsa małp, po specyficzne zestawy „lotnicze” do wciągania przez rurki i jedzenie załogi statku Discovery (kanapki (!) z kurczakiem i szynką oraz zestawy obiadowe). Czyli nadal jedzą 😉
Ogląda, gotuje i fotografuje: Kino i Kuchnia