„Naje się i zbuduje Ci Taj Mahal. – Ale to jest grobowiec!”
Staram się nie czytać nic o filmie który będę oglądać. Lekturę recenzji, dokumentacji i smaczków zawsze zostawiam sobie na po. Kierując się kulinarnym wątkiem filmu i zwiastunem miałam pewne oczekiwania. Ku memu zaskoczeniu Smak curry mnie zdołował. Może nie jakoś bardzo, ale odebrałam go jako smutną opowieść o samotności. Nie twierdzę, że film mi się nie podobał, wręcz przeciwnie.
Film zaczyna się od niesamowitego procesu dostarczania w Bombaju lunchów (dabba). Zawrotne ilości, przedziwne sposoby transportu, ale skuteczność 100%, co więcej ich dostarczyciele czyli dhabbawallahs nigdy się nie mylą. Prawie nigdy, bo przez taką właśnie pomyłkę powstał ten film. Żona stara się dotrzeć do serca męża przez żołądek, ale przez pomyłkę trafia do innego żołądka i innego serca.
Potrawy krążą jak kulinarne telegramy i zachwycają odbiorcę z każdym kęsem. Choć niewdzięczność zostaje ukarana sporą ilością chili. Jak się okazuje na ugaszenie pożaru po posiłku idealnie sprawdzają się banany, które dla innych są całym lunchem. Nie mają tyle szczęścia co nasz bohater. Zaczynają też zachwycać współpracowników, którzy na wymianę mają tylko banana i jabłko. Za to obiad dla narzeczonej zaczynają przygotowywać już w autobusie i kroją warzywa na dokumentach klientów, żeby po przyjściu do domu je tylko ugotować.
„Namocz na noc 5 migdałów, rano je zjedz. To wzmacnia pamięć”
Mamy szczegółowo pokazany proces przygotowywania dań, plus w gratisie wskazówki niewidzialnej ciotuni. Jest coś niesamowitego w potrawach przygotowywanych rękami. Mam swoją teorię, że są smaczniejsze, jest w nich więcej serca, magii (nie maggi;)) i smakują lepiej 😉
Kiedy więc po wielu latach jedzenia byle jakich dań nagle dostajecie na lunch, coś z kuchni magicznej nie możecie przejść obojętnie.
Wątki miłosne, zdrada, starość, umieranie to wszystko przeplata się jak smaki na talerzu. A co dokładnie na tych talerzach było:
- paneer pyaa
- nowy przepis na curry (tajemnicze przyprawy)
- panneer (danie z sera indyjskiego, kulki z sera z przyprawami, z groszkiem w środku, smażone na gorącym tłuszczu, potem duszone w sosie) – ulubione danie męża
- paneer tikka
- pasanda (z jagnięciny)
- placki Paratha albo Chapati
- herbata pita z mlekiem bardzo mocna i bardzo słodka
- smażony bakłażan
- nadziewana okra (chyba cebulą, ale nie mam pewności)
- ryż z przyprawami i granatem
Kuchnia indyjska jest mi kompletnie obca, może ze dwa razy w życiu miałam możliwość próbowania potraw tej kuchni w restauracji. Natomiast nazwy, większość przypraw.. pustynia 🙂 jest co nadrabiać, bo jedzenie jest wyśmienite.
Ogląda, gotuje i fotografuje: Kino i Kuchnia