Podróż na sto stóp

podroz-na-sto-stop

Podróż na sto stóp to film który zabiera nas zdecydowanie dalej niż do kuchni Francji czy Indii, zabiera w podróż w głąb siebie.

Filmy kulinarne zawsze napawają mnie błogością. Nie tylko dlatego że lubię jeść (przede wszystkim) i gotować, ale dlatego, że zazwyczaj przemycają jeszcze wyższość biesiadowania, rodziny, przyjaciół, czyli wszystkich tych spraw o których zapominamy w codziennej bieganinie. A kiedy przecież wszystko się wali, to kto nam zostaje, właśnie rodzina. W rodzinie siła.

I taka właśnie silna hinduska rodzina wyrusza na podbój Francji. Porywają się oczywiście z motyką na słońce, bo zamiast zostać w Anglii, która tradycje kulinarne ma raczej marne, a i hindusów w brud, curry na kilogramy, wynajmują lokal w małym francuskim miasteczku sto stóp od restauracji z gwiazdką Michelin. Prowadzonym zresztą przez byłą królową Helen Mirren. Na dobrą i apetyczną historię daje nam gwarancję Lasse Hallström (weganin zresztą, chociaż czasem oszukuje, bo lubi japońską kuchnię), wciąż mam w ustach smak czekolady i wiatrem podszyty obrus po poprzednim jego filmie.

„Żeby gotować trzeba zabijać. Gotowaniu towarzyszą duchy. Gotując tworzysz duchy, każdy składnik ma duszę.”

HFJ-0417

Zrobił się jakiś taki zwyczaj, że większość filmów kulinarnych, jest magiczna. Są przemiany głównego bohatera, walka z wyimaginowanym wrogiem i oczywiście kult jedzenia, gotowania. W tym wypadku zestawienie skostniałej, bardzo technicznej kuchni francuskiej i indyjskiej pełnej ognia, przypraw i temperamentu. Z jednej strony przeszkadza mi, że jest tak prosto, słodko i banalnie, a z drugiej strony mam to gdzieś, bo chce się rozkoszować widokami jedzenia i kąśliwymi uwagami między Madame Mallory i Papa, wojną między restauracjami Le Saule Pleureur  i Maison Mumbai, gwiazdki Michelin kontra tradycja.

„Przetrwa nie dłużej, niż czas suszenia szynki. Czyli ile Marcel? 5-8 miesięcy.”

lead_large

Pomysł zestawienia dwóch bardzo kontrastowych kuchni, charakterów i kultur stworzył komiczny obraz, tego jak bardzo jesteśmy przywiązani do „swojego jedzenia”. Jak czasem nasze zamknięcie na innych i niechęć do nowości powoduj szkody. Jedzenie nas określa i definiuje, jest naszą przeszłością i przyszłością, tradycją. Jest bardziej istotne niż nam się wydaje. Karmi nie tylko ciało, ale duszę i duchy, jak mawiała matka Hasana.

„W naszej restauracji jedzenie nie jest jak znudzone małżeństwo, tylko jak płomienny romans.”

10296486_783990281611118_6199415005871904577_o

A prawda jest taka, że nie do końca te nasze kuchnie są jednoznaczne i takie nasze. Croissant pochodzi z Wiednia, Egg rolls z San Francisco, a nie z Chin, a kuchnia brytyjska jest przecież głównie indyjska. Wszystko się już dawno przemieszało, nie ma więc sensu mówić, że to nie nasze, bo kto wie co jest nasze. Jest też trochę jak kwiatek do kożucha, kuchnia molekularna ze swoimi lodami kalafiorowymi, czy creme brulee z kardamonem. Kuchnia przyszłości. Nie do końca mój klimat. I jak wnoszę ze sposobu przedstawienia w filmie, też nie jest to klimat reżysera. Stąd celowo nawet nie tyle dla kontrastu, a bardziej jako totalny wymysł. Bo skoro francuska kuchnia kontrastuje z hinduską, to czym jest molekularna mieszająca wszystko w swój naukowy i kosmiczny sposób? Kwintesencją, naszą przyszłością, podróżą w kosmos? Wykrzyknikiem reżysera, nie idźcie tą drogą?

Lepiej zróbcie mniejszy dystans, przejdźcie tytułowe sto stóp, bo za płotem, u sąsiada możecie przeżyć niesamowitą przygodę. Nie wyjeżdżając daleko możecie odbyć wspaniałą podróż i kosmos nie będzie wam potrzebny.

Tymczasem biorę się za opanowanie pięciu sosów (beszamelowy, veloute, holenderski, pomidorowy i hiszpański) i doprowadzenie do perfekcji omleta, przygotowania boeuf bourguignon z imbirem i sama nie wiem co jeszcze.

„Ostry i łagodny, chłodny i gorący, wiesz jak długo trzeba się tego uczyć?”

Tutaj znajdziecie kilka przepisów z filmu.

ps. film oparty na powieści pod tym samym tytułem Richarda C. Morais

ps2. na planie nie było stylisty odpowiedzialnego za jedzenie. Wszystko było jadalne i przygotowane przez dwóch szefów kuchni: francuskiego i indyjskiego oraz specjalista od kuchni molekularnej

ps3. za jedzenie w filmie odpowiedzialny był Floyd Cardoz

ps4. gołębia w sosie truflowym, który był w filmie przygotowywano 12 razy

11the-hundred-foot-journey

 Po więcej ciekawostek, smaczków i innych filmowo-kulinarnych delikatesów z kina, VOD, streamingów (Netflix, HBO Max, Prime Video, Disney+, AppleTV, SkyShowtime), zapraszam do zapisania się na mój NEWSLETTER (ekskluzywne treści), obserwowania bloga Kino i Kuchnia na facebooku albo na instagramie. A jeśli spodobał wam się wpis lub przepis na filmowe danie to dajcie lajka tu albo tu albo tu i tu.

Rekomendowane artykuły