“I don’t want to come off as arrogant here, but I’m the greatest botanist on this planet. “
Marsjanin to film kosmicznie dobry i wbrew pozorom z istotnym wątkiem kulinarnym.
W skrócie, w wyniku burzy na Marsie pozostaje jeden z członków załogi (Matt Damon). Współtowarzysze myślą, że zginął i odlatują kontynuując swoją misję. Tymczasem okazuje się, że chłopak jest z tych twardszych i przeżył.
Jak to pięknie określiły zagraniczne gazety, taki nasz Robinson Crusoe w kosmosie, facet który skolonizował Marsa. Oczywiście znajdziecie całą masę mądrali, co jak, czy to możliwe, czy się da itd. Ja się nie mieszam w to, bo się nie znam. Pozostanę przy faktach filmowych.
Mark Watney został na Marsie z zapasem jedzenia na 300 sols (sol to 24,5 godziny Marsjańskiego dnia). W wyniku jego oszczędnej polityki żywieniowej i mikro porcjom mógł przetrwać nawet do 400 sols. Misja ratunkowa miała przybyć za… 1400 sols… Aaaa już się sama w tych wyliczeniach pogubiłam, tak czy owak miało nie starczyć. Jak chcecie wzory i wyliczenia, to wszystko znajdziecie w książce. Ale najlepsze jest to, że udało mu się wyhodować naszą kulinarną klasykę czyli ziemniory. Ach bo nie wspomniałam, że gościu był przy okazji nie głupim botanikiem. Ziemniaki elegancko porosły, może dlatego, że na ludzkiej kupie i nawet zostały spożyte przez Marka. Pojawił się jednak inny problem, a mianowicie brak wody. Dalej nie zdradzam, sami sobie musicie zobaczyć. Portal Space w bardzo przystępny sposób przedstawia to wszystko na liczbach.
A skąd w kosmosie wzięły się ziemniaki, skoro astronauci mają tylko liofilizowane jedzenie. Autor książki na podstawie, której został nakręcony film wymyślił sobie, że NASA chciało, żeby załoga miała prawdziwe święto dziękczynienia.
Rozgryźmy jeszcze te bogate w wapń posiłki. Nie jest tak źle jak kiedyś, że astronauci żywili się jedzeniem w pastylkach lub wyciskali z tubek. Teraz w zasadzie jest raj. Warzywa, owoce (oprócz melona i sałaty), wszystko jest liofilizowane (odwadniane w bardzo niskiej temperaturze) i pakowane próżniowo. Są lodówki, no prawie jak w domu. Posiłki prawie nie różnią się od dań w restauracjach. Z tą różnicą, że w przypadku kosmicznych dań muszą one być bogate w wapń (podczas pobytu w kosmosie szkielet jest osłabiany przez wypłukiwanie wapnia z kości). W NASA istnieje specjalne laboratorium Space Food System, które to zajmuje się wymyślaniem i tworzeniem posiłków dla astronautów.
To jeszcze dla chętnych film jak w kosmosie przygotować kanapkę.
Podsumowując, nowy film Ridleya Scotta to bardzo przyjemny seans, jak dobrze przygotowany posiłek, znajdziecie w nim wszystko i humor i łzy i lekkie napięcie i solidarność. Normalnie pełen pakiet. Nie nudzi, jak wiele filmów z kosmosem w tle (choć może nie jestem obiektywna, bo nawet lubię takie filmy, ach te marzenia o locie na Księżyc ;)) Zejdźmy jednak na Marsa 😉 Marsjanin jest godnym polecenia filmem i nie będziecie się na nimi nudzić. A potem można sobie podsmażyć ziemniaki, posypać oregano, rozmarynem, może jakieś skwarki, albo boczek do tego i kolacja z bani 😉
Źródła: Crazy nauka, Space.com, Food52