Szkockie kino zostało sprokowane do dzisiejszego postu przez szkockie święto. Dzisiaj (25 stycznia) obchodzona jest Noc Burnsa czyli święto na cześć szkockiego narodowego wieszcza Roberta Burnsa. A świętują oczywiście pijąc whiskey i jedząc haggisa. Na cześć tego drugiego ich wieszcz napisał zresztą „Odę do haggisa”. Do haggisa jeszcze wrócę, ale teraz przejdźmy do kina.
Pierwsze co wam się pewnie kojarzy ze szkockim kinem to oczywiście film Braveheart. Najsłynniejszy i chyba z najlepszą rolą Mela Gibsona w jego karierze. Uważany niestety za najbardziej fikcyjny film historyczny w dziejach kina. Pozostając w klimacie trzeba też wspomnieć o filmie Rob Roy, z Liamem Neesonem i Jassica Lange. Jesteśmy parę wieków później, ale nadal w strojach z epoki. Walka o wolność trwa, a w tle piękne widoki. Do kompletu potrzebny jeszcze najsłynniejszy szkocki góral czyli film Nieśmiertelny i Christopher Lambert w roli głównej.
Ci którzy wolą bliższe nam czasy i lubią główkować, co szanowny szkot powiedział (ach ten ich akcent), bardziej przypadnie do gustu film Trainspotting. Kultowy film z czasów mojej młodości. „Whats on menu today?” Z całym szacunkiem dla Ewana McGregora, ale wtedy jeszcze był facetem z krwi i kości. Teraz coraz bardziej zaczyna się rozmywać w rolach. Tak czy owak, przy Trainspotting sięgamy po śmieciowe żarcie na gastrofazie oczywiście najczęściej i mamy swój „lust for life” 😉
Dla romantyków mam film Frankie – przepiękna historia o kobiecie samotnie wychowującej 9-letniego syna i udającej w listach ojca. W końcu postanawia wynająć mężczyznę, który będzie udawał tatę za pieniądze. Wzruszający, ciepły i mądry film. A w menu domowe obiady i śniadania, ale też i desery 😉 (a jak jeszcze raz wsadzę emotikon to zginie jednorożec…. hehehe). Do kompletu przyda się Wilbur chce się zabić – romantycznie, z akcentem i toną nieudanych prób samobójczych. Mrocznie i mglisto, morderstwo w tle i znowu Ewan McGregor czyli Młody Adam. A obok McGregora młoda Tilda Swinton.
I na deser jeden z moich ulubionych filmów: Przełamując fale Larsa von Triera. Poruszający do szpiku i przełamujący stereotypy.
Nie są to w większości filmy, gdzie jedzenie zagości choćby na sekundę w filmie, bo jest raczej gadżetem, elementem scenografii. Musicie mi jednak uwierzyć na słowo, że wszyscy oni jedli haggisa :))))))) bo haggis to podstawa! Kilka lat temu podczas podróży po Szkocji objadaliśmy się tym daniem w każdej knajpie i w najróżniejszych odsłona. Więc żebyście nie musieli eksperymentować, najlepszy haggis jest klasyczny (w żadnym wypadku nie dajcie się namówić na pizzę haggis, bo i takie historie w menu są). Co do samego dania. Skład i wygląd mówią bleee (owcze podroby), ale w smaku jest obłędny, delikatny i pyszny. Szczerze polecam, a dla chętnych poniżej zamieszczam przepis: