Ostatnia rodzina – 5 pogrzebów bez wesela

Ostatnia rodzina

beksinscy1

Ostatnia rodzina film oparty na historii rodziny Beksińskich wzbudził we mnie ogromne nadzieje. Kolejne etapy przygotowań do filmu, postacie obsadzone w głównych rolach, to wszystko zapowiadało dobry film.

Nigdy nie byłam wielką fanką malarstwa Zdzisława Beksińskiego. Fascynowało mnie, intrygowało. Szanowałam go jako artystę, ale zdecydowanie bardziej wolałam jego fotograficzne dokonania. Tomasza Beksińskiego poznałam przypadkiem, przy okazji, dowiadując się, że tłumaczył mojego ukochanego Monty Pythona, oraz wiele innych wspaniałych filmów jak Milczenie Owiec, Wściekłe Psy, Czas Apokalipsy. Swoją wiedzę na jego temat czerpałam od brata, który jest z tego pokolenia, dla którego jego audycje w Trójce były kultowe.

Uparłam się, że zanim obejrzę film skończę czytać książkę Magdaleny Grzebałkowskiej. I to chyba był mój błąd. Tak wiem, że twórcy wielokrotnie powtarzali, że Ostatnia rodzina to ma być film o rodzinie w sensie ogólnym, a nie o Beksińskich, ale ja tego nie kupuję. Jeśli robi się film o wielbłądach, to trudno wmawiać, że się robi film o zwierzętach.

Nie pisuję recenzji i nie lubię tego, ale tu za bardzo poczułam się rozczarowana, żeby nie wylać swoich gorzkich żali. Scenariusz się nie klei, nie ma tu żadnej historii. Są wrzucone kolejne najważniejsze punkty z życia Beksińskich, kolejne pogrzeby. Jeśli historia miała być uniwersalna, to chciałabym poznać bohaterów dramatu. A tu z jednej strony ma być uniwersalnie, a z drugiej jednak trzeba coś wiedzieć o nich, bo inaczej ich zachowania są niezrozumiałe.

beksinscy

Film nie ma klimatu i wcale nie mówię o mrocznym, bo Tomek i jego wampiry, czy Zdzisław i jego malarstwo. On nawet nie ma klimatu ursynowskiego mieszkania, gdzie w zasadzie wszystko się dzieje.

Andrzej Seweryn wspaniale zagrał Zdzisława Beksińskiego, Aleksandra Konieczna jako Zosia (matka i żona) wyróżnia się w tym filmie najbardziej. Na końcu Dawid Ogrodnik, który niestety jak na nazwisko przystało przesadził. Postać Tomka jest momentami wręcz karykaturalna.

Ku mojej uciesze to co wyszło, to upodobania kulinarne Beksińskich, Zdzisława i Tomka. Najlepsze sceny w filmie 🙂

Pozwolę sobie przytoczyć kilka cytatów z książki: Portret podwójny. Oto upodobania Zdzisława, który jak sam twierdził jadł jak świnia (bardziej chodzi o metodę, niż zawartość talerza):

“Stykając się teraz częściej z gotowaniem i staniem w ogonach za mięsem, widzę dopiero ile się czasu traci na tak nieistotną bzdurę jak przygotowywanie jedzenia”

Po trzydziestu latach wciąż jest tego samego zdania: jeśli witaminy to w tabletkach, jeśli kawa, to w proszku, najsmaczniej można zjeść w McDonaldzie (kanapka McRoyal na pierwszej pozycji). Z owoców mogą być truskawki, ale rezygnuje z nich, bo za dużo jest roboty z odrywaniem ogonków. Marzy o truskawkach w tubce, na razie zjada jogurty.

Górne szafki segmentu w pracowni zalepił ulotkami z pizzerii.

Obok powiesił swoje Tezy Gastronomiczne: “Wszystkie potrawy na świecie można podzielić na potrawy zdrowe oraz potrawy smaczne. Określenia te wzajemnie się wykluczają: potrawy zdrowe nie są smaczne, zaś potrawy smaczne nie są zdrowe (…)

Pieprzu jest zawsze za mało.

Nawet niewielki dodatek oliwy jest w stanie kompletnie popsuć smak każdej potrawy.

Czosnek jest niejadalnym paskudztwem.

Cukinia, patison, melon, kabaczek i dynia są niejadalnym paskudztwem.

Owoce morza są niejadalnym paskudztwem.

Grzyby są niejadalnym paskudztwem.

Rydze nie są grzybami.

Amen”

W mieszkaniu ma zapasy jedzenia na kilka tygodni, zgrzewki coca coli, piwa Carlsberg, i co najmniej sto puszek z wołowiną w sosie własnym.

Póki żyła Zosia najbardziej lubił ruskie pierogi. “(…) Już do końca życia nie zjem takich pierogów, jakie robiła żona, gotując zaś sam potrawę zwaną “szybki przysmak Beksińskiego” (bo u mnie jedzenie powinno być szybkie, nie cierpię biesiadować), kompiluję ją z gotowych półfabrykatów w następujący sposób: jedna puszka wołowiny w sosie własnym. Jeden słoik sosu Uncle Ben’s ostry seczuański. Dwie torebki ryżu Uncle Ben’s gotowane przez 18 minut. Wołowinę krajemy w kostkę, wyrzucając przedtem tłuszcz z konserwy do kubła, wrzucamy do garnka, zalewamy sosem, dodajemy lekko kopiastą łyżeczkę czarnego pieprzu (…) i podgrzewamy, by nie zaczęło kipieć, bo się bezpowrotnie rozrzedzi. Zjadamy to z ryżemw takim stosunku, by jedna konserwa plus jeden sos wystarczyły na dwie torebki ryżu. (…) Popijać to trzeba pepsi max z lodówki! I tak skromnie wygląda szczyt moich upodobań gastronomicznych”.

Tomek za to uwielbiał chińszczyznę, oczywiście tylko wtedy kiedy nie jadł domowych obiadów Zosi, które musiały być dokładnie takie jak lubił. Nie za gorące i gotowe kiedy przychodził. Podobnie jak ojciec popijał wszystko colą.

Więcej smaczków znajdziecie w książce.

A na podsumowaniem niech będzie coś z zupełnie innej beczki…

beksinscy2

Zapisz

Rekomendowane artykuły