McImperium to biznes a biznes to wojna, więc będą też ofiary, ale czy przypadkiem nie oberwie się też widzom?
“The new American church … Feeding bodies, feeding souls.”
McImperium to mięsna wersja Social Network, czyli dwóch gości ma pomysł, a trzeci im go kradnie, no oczywiście nie dosłownie. Film opowiada o założycielu sieci McDonald’s Rayu Kroc. Założycielu sieci, ale nie twórcy pierwszej restauracji McDonald’s, którą to założyli bracia McDonald’s. Ray Kroc zaczynał jako sprzedawca mikserów do restauracji. Tak, też poznał braci McDonald’s i tak zaczyna się historia jednego z największych na świecie biznesów franczyzowych.
UWAGA SPOILERY
Ray Kroc zagrany przez Michaela Keatona, to klasyczny przedstawiciel amerykańskiego kapitalizmu, zawsze uśmiechnięty, sztucznie pozytywny. A gdy wątpi słucha nagrań motywacyjnych z płyt winylowych. To co wyróżnia to wytrwałość i konsekwencja. W kontrze są tu przedstawieni bracia McDonald’s, ich więź i pasja do rodzinnego biznesu.
Dick (Offerman) z głową do technologicznych innowacji i marketingowo-prowy Mac (Lynch). Ich wątek jest najlepiej przedstawiony filmie, wszystkie elementy są spójne i świetnie zagrane. Nawet najkrótsze rozmowy telefoniczne, kończące się często bardzo dynamicznie przez Raya. Ich porażka i przegrana odczuwana jest przez nas najmocniej.
Ogromne wrażenie robi historia powstania pierwszej restauracji i w ogóle ich biznesu. To jak tworzyli idealny sposób przygotowywania i obsługiwania klientów, wykorzystują między innymi wymyśloną w tym czasie przez Henry’ego Forda, taśmę produkcyjną. Skrócili czas oczekiwania na zamówione jedzenie z 30 minut do 30 sekund!
To jak bronili jakości hamburgerów, czy shake’ów, tworzy ciekawy komentarz do tego co dzisiaj dzieje się w sieci McDonald’s. Przy tej części deptałam nóżkami w podłogę i obiecywałam sobie, że zaraz po seansie lecę na burgera z frytkami i shake… Co szybko mi przeszło w drugiej części filmu.
Michael Keaton oczywiście gra pierwsze skrzypce i robi to koncertowo, ale są momenty kiedy historia staje się nudnawa. Szczególnie kiedy kontrakty są już podpisane. Pomimo znajomości historii firmy McDonald’s przez pierwszą część filmu wierzymy w jego szczere intencje. Potrzebę rozsławienia marki, czując podskórnie, że coś tu jednak nie gra.
Szkoda, że twórcy nie rozwinęli wątku osobistego Kroc’a, który jest tylko zaznaczony, a późniejsze lata i rozwód przekazane w zasadzie jednym zdaniem i zdjęciami z archiwum na końcu filmu.
Charyzma Raya Kroca rozmywa się i w zasadzie pod koniec nie wiemy, ja przeciętny sprzedawca zrobił taki interes tylko na wytrwałości i w zasadzie kradzieży. Brakuje czegoś więcej o samym Rayu. Choć sam Keaton przygotowując się do roli odrobił pracę domową i to widać.
Oglądał Wilka z Wall Street, Glengarry Glen Ross, Wall Street i Jerry Maguier, czyli topowych filmowych sprzedawców.
Ten film to też w pewnym sensie historia Ameryki, początki brandingu, kształtowania się marki. Do kompletu teraz przydałby się film o historii Coca Coli, która nie wiem czy nie jest ciekawsza. Gdybyście chcieli zobaczyć dokument to znajdziecie go tutaj.
Wszystko to wygląda jakby twórcy starali się być w miarę obiektywni, ale przez to cały film jest tylko poprawny, a przecież można było pokazać prawdziwe mięso. Film oczywiście warto obejrzeć choćby dla bardzo dobrego Michaela Keatona.