Śniadanie u Tiffany’ego – rożek czy buła

Śniadanie u Tiffany'ego

Śniadanie u Tiffany’ego to film uwielbiany przez miliony widzów, film wyciśnięty przez popkulturę do granic możliwości, ale czy wiemy o nim wszystko.

Zajmę się jak zawsze, tematem nieoczywistym, w kontekście tego filmu czyli jedzeniem, a w tym przypadku dokładnie śniadaniem. Śniadaniem nie byle gdzie i nie byle z kim. 

Słynna scena rozgrywająca się o 5 rano na 5 alei, gdzie Holly Golightly (Audrey Hepburn) wysiada z taksówki ubrana w wieczorową suknię Givenchy, w ciemnych okularach jest znana wszystkim. Pierwsza scena nakręcona do filmu, 2 października 1960 roku, oczywiście o 5 rano. Holly staje przed wystawą sklepu z biżuterią Tiffany, bo tam czuje się spokojna i bezpieczna. Wyjmuje z papierowej torebki … no właśnie i tu zaczyna się cały ambaras. 

Tajemniczy wypiek

Gdzieś w odmętach internetów, powtórzeniach i niekończących się recyklingach tego filmu skleiło się, że Holly zjada croissanta. Dlaczego? Nie wiem. Może z tego samego powodu, że zdjęcia z filmu sklejano z nieznanych przyczyn z wieżą Eiffla. Z drugiej strony croissant ostatnimi czasy zamienił się w słynnego laguna. Niezbadane są ludzkie umysły. Warte uwagi jest jednak to, co nasza bohaterka jadła naprawdę. Dla przypomnienia, croissant zrobiony jest z trójkątów (stąd nazwa wypieku). Nie jesteśmy jednak tak daleko jeśli chodzi o samo ciasto, z którego oba wypieki zostały przygotowane, ale do tego jeszcze wrócę. 

Rożek czy buła

Więc jeśli przypomnicie sobie, albo wyjmiecie z szafki najbliższego croissanta, to w niczym nie przypomina on wypieku, który Holly trzyma w rękach. Trzyma bowiem tzw. Danisze, których sama Audrey nie lubiła. Chciała w tej scenie loda w rożku, ponieważ nie przepadała za tego typu wypiekami, ale na to nie zgodził się reżyser (Blake Edwards). Patrząc na ilość moralnie niepewnych scen w filmie, lody w tej sytuacji, faktycznie byłyby już o krok za daleko w tamtych czasach. 

“Dopilnuj, żeby czasem coś zjadła. Jest taka chuda.”

Kilka słów o samych Daniszach. Są to duńskie wypieki (“pastries”, nie znalazłam lepszego słowa w języku polskim), z ciasta w “stylu wiedeńskim” (viennoiserie, to „pomost” między cukiernią a francuskim chlebem), wielowarstwowego, zwanego też francuskim, ale w tym wypadku z dodatkiem drożdży, które jest kluczem do tej zagadki. Drożdże powodują szybkie wyrastanie ciasta i uzyskanie idealnego listkowania. Ten rodzaj wypieków przywędrował do Danii dzięki austriackim piekarzom.

W podobny sposób przywędrował do Francji (August Zang otworzył piekarnię Boulangerie Viennoise w Paryżu, dostarczając nowe pomysły), gdzie zyskał wielu naśladowców. Choć w tym wypadku prawdopodobnie nie była to wędrówka, a udoskonalenie wypieków. W obu krajach dzięki kreatywności piekarzy, ciasta zyskały nowy wymiar (dodatki), kształty oraz nazwy. A wszystko to, ma źródło jeszcze dalej, bo w wypiekach arabskich i pierwszych wzmianka w XIII w. na temat tzw. puff pastry, potocznie nazywanego ciastem francuskim, oraz w greckim ciasto filo z XI wieku, ale o tym innym razem. W Stanach Danisze spopularyzował Lauritz C. Klitteng, który przygotował wypieki na ślub prezydenta Woodrowa Wilsona.

Dieta Holly 

Dieta głównej bohaterki, Holly, jest zresztą bardzo spójna z jej wizerunkiem. Wiecznie nierozpakowane kartony w mieszkaniu, kot bez imienia, nagminne gubienie kluczy. W lodówce zamiast jedzenia trzyma baletki, kawę rozpuszczalną zalewa wrzątkiem z kranu, a mleko pije z kieliszków do szampana. Gdy już na zakończenie kroi się pożegnalna kolacja z Paulem (George Peppard), czyli kurczak z ryżem szafranowym w sosie czekoladowym, wybucha szybkowar i tyle z kolacji, znowu trzeba jeść na mieście.

Z Audrey Hepburn w kuchni

Audrey Hepburn w życiu prywatnym była kompletnym przeciwieństwem Holly. Przede wszystkim, dla niej najważniejsza była rodzina, nie kariera. Celebrowała śniadania, gotowała proste potrawy i zajadała się … makaronem z sosem pomidorowym. Potrafiła zjeść dwie porcje pod rząd. Choć przez lata musiała się borykać z oskarżeniami o zaburzenia odżywiania ze względu na swoją szczupłą sylwetkę. 

Dzięki wykreowanemu wizerunkowi Holly w latach 60tych, kobiety przestały myśleć, że życie w pojedynkę jest powodem do wstydu. Co więcej Audrey Hepburn, zagrała tak, że co mniej domyślni widzowie, nie zorientowali się, że de facto gra prostytutkę. Mała czarna stała się obowiązkowym elementem szafy każdej kobiety. Trudno nam w to wszystko teraz uwierzyć, ale wtedy była to rewolucja. 

Po seansie gorąco, jak nigdy, albo rzadko, polecam wam lekturę książki Trumana Capote, na podstawie której film nakręcono. Dzięki niej na nowo “polubiłam” Holly, bo w książce jest jednak kimś innym, nie jest tym infantylnym hollywoodzkim tworem, który zaczął mnie drażnić po latach. Z zakończeniem jakże innym i ciekawszym od filmowego, oczywiście go nie zdradzę. 

Lektury dodatkowe

Do kompletu potrzebujecie jeszcze jednej książki: Piąta aleja Piąta rano, Sama Wassona. Bardzo ciekawie i z humorem opisana historia kręcenia filmu. Zaciekawi nie tylko fanów filmu, fanów kina, ale też Nowego Jorku lat 50 i 60. Autor ani przez chwilę nie przynudza, łączy ze sobą wszystkich, którzy maczali w produkcji palce. Dowiecie się, że Holly jest tak naprawdę jednym z wielu wizerunków wiecznie nieobecnej matki Trumana Capote. Fani kotów przeczytają o castingu na “Kota” z filmu. Krótko mówiąc zobaczycie oczami wyobraźni film od kuchni. Książkę znajdziecie bez problemu w antykwariatach, na allegro, czy w formie ebooka, za grosze. 

Jeśli kręcą was kulinarno-filmowe smaczki zachęcam do obserwowania Kino i Kuchnia na facebooku albo instagramie

ps. jeśli gdzieś traficie na informację, że wynalazcą ciasta francuskiego jest malarz Claude Lorrain, albo niejaki Claude Gellée, itp. pomińcie bez wahania, bo nie ma w tym prawdy. 

Śniadanie u Tiffany’ego | Breakfast at Tiffany’s, 1961, reż. Blake Edwards

Rekomendowane artykuły