Biały lotos – zjadacze lotosu i ananasowy przekręt

Biały lotos

Biały Lotos może się wydawać idealną, lekka propozycja na niedzielne wieczory. Mało znani aktorzy, kurort, zimne drinki, a wszystko to na rajskiej hawajskiej wyspie. Pod dekoracja prosto ze spa kryje się o wiele więcej. A finał prowadzi do smutnych wniosków na temat ludzkości.

Trochę jak w wakacyjnych opowiadaniach Agathy Christie, Śmierć na Nilu czy Zło czai się wszędzie na dzień dobry mamy trupa. Tylko nie wiadomo kto zginął i kto zabił. Wracamy więc na początek turnusu, kiedy piękni i bogaci, niczym bogowie, przybywają na rajską wyspę porzucając swoje ziemskie troski, żeby się odrodzić. 

Wita ich kierownik idealny czyli Armond (Murray Bartlett), z przyklejonym uśmiechem. Instruuje stażystkę, żeby stała się bezosobową częścią egzotycznego teatru kabuki. Tak, żeby bogowie nie mieli poczucia winy z korzystania ze zwykłych śmiertelników. 

Są nowożeńcy (Alexandra Daddario, Jake Lacy), którzy przez całą podróż poślubną będą dyskutować o dyskryminacji, patriarchacie i dominacji w związku. Jest rodzina z ważną panią prezes (Connie Britton), mężem w kryzysie męskości (Steve Zahn), synem utopionym w komórce (Fred Hechinger), cyniczną córką (Sydney Sweeney) kontestującą wszystko i jej przyjaciółką (Brittany O’Grady). Przyjaciółka oczywiście ma sens tylko dotąd, dopóki ma mniej niż ona. I na koniec moja ulubienica Tanya (Jennifer Coolidge), kobieta po przejściach, alkoholiczka w kwiecie wieku, próbująca wrzucić prochy matki do oceanu.

Przebudzenie i narodzenie dzieje się już w pierwszym odcinku, narodziny dziecka, zmieniający życie seans relaksacyjny, czy pozytywna diagnoza. Kolejni bogowie będą doświadczać swoich przebudzeń stopniowo, czasami w bólach prawie porodowych. 

Goście są pokazani bardzo subtelnie i trafnie. Nie ma przerysowań, karykatur, czy taniego biczowania. Mistrzowsko napisany scenariusz z dialogami, których powinni Mike’owi White’owi zazdrościć wszyscy scenarzyści. To się oglada jak sztukę teatralna. Wszystko jest tak subtelnie zarysowane, ale i tak zostawia widza z niepokojem i dyskomfortem. Wszyscy korzystają tu z władzy, a przecież jak mówi Mark:

 “Nikt nie zrezygnuje ze swoich przywilejów.”

Nie musicie być superbogaci, żeby lekceważyć sprzątaczkę w firmie, manikiurzystkę. White bardzo zręcznie wytyka pozorną tolerancje i udawaną ekologię. Zarys tego mistrzostwa mogliśmy oglądać we wcześniejszej produkcji tego scenarzysty, w Iluminacji z Laurą Dern. Tam w skrócie, wyprana przez korpo świat Amy doznaje uleczenia i staje się “tą dobrą”.

Rasizm, kolonializm, męskość we współczesnym świecie, homoseksualizm, grupy uprzywilejowane, albo mówiąc wprost bogaci, to tylko niektóre tematy poruszane przy kolacyjnym stole. Śniadania, co ciekawe mają dużo lżejszy kaliber. Startując znad owocowej sałatki, ciężko jeszcze wzbić się w zadumę nad kondycją świata.

Uwaga spoilery. Można by nadużyć stwierdzenie, że narzędzie zbrodni występuje w pierwszym akcie. Suflet ananasowy, który zwala z nóg i nieszczęsny apartament, również ananasowy sprzedany dwa razy. Kto wtedy mógł przypuszczać, że nóż do krojenia ananasa posłuży jako śmiercionośna broń.

„Ale czy śmierć musi wszystko popsuć?”

Okazuje się, że nie. W wyższych sferach, to prawie bez znaczenia. Kolejne turnusy będą zamawiać mahi-mahi (ryba delfin, albo koryfena) z ryżem z mango, sałatkę cezar.

„Gdy co noc patrzę, jak żrą, czasami chce sobie wydłubać oczy. Zjadacze lotosu!”

Nie mogę się jednak oprzeć wrażeniu, że druga strona wykorzystywana, też wykorzystuje. Jak z hinduskimi osiedlami dla bogatych. Na około zaraz tworzą się slumsy, zamieszkałe przez klasę usługujących. Jedni bez drugi nie mogą istnieć.

Ostatni ze sprawiedliwych Kai, autochton, niczym w tragedii greckiej, zostaje wysłany na straceńczą misję, ulradzenia ognia od bogów niczym mityczny Prometeusz. Jego los jednak będzie nieznany, gdyż zbytnio by nas drażnił w tej sielance. Nigdy więcej go nie zobaczymy. A wysłanniczka, pomimo dobrych intencji, stała się taka jak cała reszta, tylko z wyrzutami sumienia, jeszcze…

Ananasowy przekręt

Ananas symbolizuje gościnność, ciepło rodzinne … oraz bogactwo, ale to ostatnie za chwilę. 

Ananasy pierwotnie pochodziły prawdopodobnie z Brazylii lub Paragwaju. A na Hawaje przybyły około XVI wieku. Teraz Hawaje dostarczają ⅓ ananasów na świecie. Umieszczano go zazwyczaj przy drzwiach, schodach i wejściach dla podkreślenia cennych gości. Więc ta ananasowa checa z pokojem ma tu głębszy wymiar. Gościnność zamienia się w podkreślanie statusu społecznego. 

 “That was the best seating ever!”

Z czasem ananas stał się symbolem statusu społecznego i bogactwa. A wszystko przez wysokie koszty transportu i ogromną podatność na psucie. Do pierwszych kolonii amerykańskich docierało niewiele zdrowych owoców i tylko najbogatsi mogli częstować swoich gości tym egzotycznym przysmakiem. W serialu Biały Lotos, jest to ostentacyjny symbol kolonializmu. Następnym razem pakując do sałatki ananasa, czy awokado na tosty, pamiętaj, że chcąc nie chcąc, też bierzecie w tym udział. 

Biały lotos i zjadacze lotosu

Mógł wam umknąć ten fragment skargi Armonda na gości, a nie jest on przypadkowy. Lotofagowie czyli “zjadacze lotosu” to lud do którego przybył Odyseusz. Żywił się jak tubylcy, tylko rozgniecionymi kwiatami lub owocami lotosu, które smakują jak miód. Dzięki nim zapominali o wszystkim, a jedyne czego pragnęli to zostać w raju. Serial Biały Lotos odwołuje się do wiersza Alfreda Tennysona o tym samym tytule. Mówi o porzuceniu snu i wyrzeczeniu się walki, zamiłowaniu do przygody, zachowaniu nadziei nawet w klęsce i śmierci.

To nie tak, że nie widzę błędów, że nic mi tu nie przeszkadza. Tak to nadal jest punkt widzenia białego bogatego i uprzywilejowanego i White tego nie ukrywa. Jednak jego spostrzegawczość i „czytanie ludzi” jest niewiarygodne. A wszystko napisane w dwa miesiące i nakręcone podczas lock downu. Po przeczytaniu kilku wywiadów z Whitem, mam wrażenie, że “stoczył” w serialu walkę sam ze sobą. Był typowym Shanem, ale na co dzień najwięcej ma z niego właśnie Armond (główny konflikt). Z drugiej strony czy sami nie toczymy takich walk, zależnie w jakiej relacji i miejscu jesteśmy?

Zapomniałam jeszcze o jednym bohaterze serialu, muzyce, bez niej nie byłoby tego napięcia, niepokoju i drgania. Po raz kolejny Cristobal Tapia de Veer stworzył nieusuwalną część serialu. Podobnie jak w absurdalnej i pełnej tajemnic Utopii, nie da się muzyki odseparować od obrazu. 

Po więcej ciekawostek, smaczków i innych filmowo-kulinarnych delikatesów z kina, VOD, streamingów (Netflix, HBO Max, Prime Video, Disney+), zapraszam do obserwowania bloga Kino i Kuchnia na facebooku albo na instagramie. A jeśli spodobał wam się wpis lub przepis na filmowe danie to dajcie lajka tu albo tu albo tu i tu.

Biały Lotos | White Lotus, 2021 (sezon 1), Mike White

Rekomendowane artykuły