Co może lepiej ukoić niż makaron. Pierwsza kulinarna pomoc w cierpieniach ciała i duszy. To w końcu dzięki niemu Kolumb dotarł do brzegów Ameryki. Pogadajmy więc o najlepszych makaronowych scenach w filmach.
Jest coś takiego z makaronem, trudnego do wytłumaczenia. Niezależnie czy robiły go włoskie ręce mammy czy maszyna, zaklęcie w złotym cieście pozostaje na zawsze. Niezależnie od kształtów, sosów, nastrojów i intencji zawsze odmienia stan umysłu złaknionego biesiadnika. Wyświechtany jak przysłowiowy kocyk, otula ścianki żołądka, znieczula umysł, spowalnia zbyt szybkie życie. Zmusza do bycia tu i teraz, bo i tak nie uda się uciec. Zresztą komu by się chciało.
Filmowcy często korzystają z makaronowych właściwości wprowadzając bohaterów w odmienne stany świadomości. Ratują ich z opresji. Jak Liz (Julia Roberts) z Jedz, módl się i kochaj odreagowująca rozstanie. Bez ceregieli zabierają ja do Włoch, pakują porcje makaronu do buzi, jak dziecku smoka, jakby chcieli powiedzieć spokojnie, wszystko będzie dobrze. Nie myśl już. Dzieci tez podświadomie wiedza, że tak to działa i kluseczki na równi z maminymi objęciami wjeżdżają na stół. Gorzej kiedy mamy zabraknie. Zostaje tylko kojący posiłek i Życie od kuchni. Tylko czy najlepsza szefowa kuchni (Catherine Zeta-Jones) domyśli się, że sekret życia i przetrwania tkwi w prostocie? Dobrze mieć wtedy dobrych i pełnych empatii jak spaghetti sosu ludzi.
Od ukojenia już tylko krok do miłości, zauroczeń i uwodzeń, bo przecież wszyscy się nawzajem uwodzimy. W różnym celu, ale często talerzem, talerzem z makaronem. Szef (Jon Favreau) nie mógłby postąpić inaczej niż nakarmić kobietę swojego serca (Scarlett Johansson). Po nitce do kłębka, po wstążce makaronu do pocałunku. Albo do serpentyny gdy poziom spożytego alkoholu w Światłach Wielkiego Miasta, przewyższa poziom zjedzonego makaronu. Ważne, że nie trzeba jeszcze udawać, że para sznurówek to smakowite mączne delikatesy.
„Podobno włoski król Ferdynand I Nochal pokazywał się na placu w Neapolu połykając spaghetti; oplątywał się sznurami makaronu i owijał w nie jak błazen.”
I choć nikt ich nie uczy jak zjadać najcenniejszy środek terapeutyczny na świecie, radzą sobie jak umieją. Brooklyn (Saoirse Ronan) bierze lekcje, by przy włoskim stole nie skropić sukienki kroplami sosu latającymi na nitkach makaronu na prawo i lewo. Co by powiedziała włoska rodzina. Już i tak wystarczy, że nie lubią Irlandczyków. Innego obrotu nabierają sprawy gdy grupa Japonek (Tampopo) pobiera lekcje eleganckiego i bezszelestnego jedzenia makaronu, by koniec końców, za przykładem gościa restauracyjnego przystąpić do jedzenia pełną gębą i bez jakichkolwiek zahamowań. Nie sposób nie pomyśleć o naszej pierwszej damie uczącej swego czasu jak z wirtuozeria zjeść bezę.
A jak z wirtuozerią odcedzić makaron? Tu nikt nie prześcignie Jacka Lemmona (Garsoniera) i jego rakiety tenisowej, ale poczekajcie na klopsiki!
Nie idźcie jednak droga latających talerzy jak w Dziwnej parze (Odd Couple). Nawet największe spory przy jedzeniu są destrukcyjne, a jedzenie na ścianie to już tylko śmieci.
Pamiętajcie o terapeutycznych wartościach makaronu, z oliwą, z rzekami masła, deszczem parmezanu czy czymkolwiek co będzie w lodówce, rozprawi się ze złem tego świata. A jeśli nie, to da wam siłę do naprawiania go po swojemu.
Po więcej ciekawostek, smaczków i innych filmowo-kulinarnych delikatesów z kina, VOD, streamingów (Netflix, HBO Max, Prime Video, Disney+, AppleTV), zapraszam do obserwowania bloga Kino i Kuchnia na facebooku albo na instagramie. A jeśli spodobał wam się wpis lub przepis na filmowe danie to dajcie lajka tu albo tu albo tu i tu.