I got you babe czyli Dzień Świstaka

dzień świstaka

Dzień Świstaka to historia prezentera pogody, Phila Connorsa, który zostaje uwięziony w pętli czasowej.

Błękit nieba obiecuje wspaniała pogodę! Ale z południowego wschodu nadciąga fala mroźnego powietrza. Niż znad suwalszczyzny zdołuje nas jak zawsze, a silny wiatr podkręci wzburzenie wśród mieszkańców górzystych terenów. 

Dzisiaj Dzień Świstaka i jeśli zobaczy swój cień czeka nas jeszcze sześć długich tygodni zimy. Tylko czym jest sześć tygodni w obliczu wieczności, a prawie tyle czeka Phila Connorsa (Bill Murray) pana pogodynkę. Za swe grzechy egoizmu i cynizmu będzie przeżywać ten sam dzień od początku, aż Sonny i Cher, zamienią się w jeźdźców Apokalipsy. 

Ludziom się to podoba. – Ludziom smakuje też kaszanka.

Espresso lub cappuccino … jak to się pisze..?  Nie trudno poznać chama. Oj tak! Pierwszego dnia jest bucem nad buce. Obraża kogo się da. Sarkastyczna primadonna jeszcze nie wie, jaka czeka ją kara za te szpile. Za to drugiego dnia sarkazm zamienia się we wściekłość zmieszaną z niedowierzaniem. 

Miała pani kiedyś dejavu? Nie wydaje mi się, ale zapytam w kuchni.

Trzeciego lądują z Ritą na śniadaniu, bo Phil już nie ma siły. Och gdyby wiedział, że tyle lat jeszcze przed nim. Piekło na ziemi. Tu może wam umknąć jedno krótkie zdanie, które mówi Rita do kelnerki, o tym jak pyszne są … „sticky buns”. 

Sticky buns to śniadaniowe bułeczki z ciasta drożdżowego. Bardzo przypominają cynamonki. Różni je “lepkość”, nazwijmy to ogólnie. Na wierzchu mają albo karmel, albo miód, rodzynki, orzechy itp. Wszystko co sticky. 

Mizeria zapętlenia w jednym dniu w Punxsutawney, ma swoje plusy. Można zapomnieć o przestrzeganiu diety i oddać się rozpuście. Kalorie przybywajcie! Cholesterolu złap mnie jeśli potrafisz. Phil czwartego zasiada w Tip Top Cafe,  do największego śniadania w historii kina. Zajada paczki, donuty, ciasta, pankejki, truskawki, a wszystko zapija kawa prosto z dzbanka. Zgodnie z zasadą “jedz i popijaj”. Nic sobie nie robi ze zgorszenia redakcyjnej koleżanki Rity (Andy McDowell) i wpycha całe ciasto na raz! 

Beztroski starzejący się mężczyzna. To miły widok, w pewnym sensie inspirujący. 

„Łotr co myśli wciąż o sobie, za życia niechaj traci swą renomę. Podwójną ciężką śmiercią niechaj kona, niech legnie w ziemi nie święconej. Samotny, nędzny i niechciany. – Sir Walter Scott

Jedzenie to tylko początek. Phil korzysta ze wszystkich uciech życia. Łamie wszystkie zasady. Co więcej, wykorzystuje swoją przewagę, bo wie co się wydarzy. Rabuje bank, rozbija się samochodem. Przebiera za kowboja, aż w końcu film zamienia się w pięćset pierwszych randek. Choć wg reżysera Harolda Ramisa, było to jakieś 30-40 lat, jak nie więcej (w filmie pokazanych jest 38 dni).

Chciała pani pomówić o pogodzie, czy tylko zagadać?

Lody karmelowe na parapecie i tomik francuskiej poezji do poczytania, kusiciel pierwsza klasa. Niestety odrzucony wielokrotnie, z króla życia zamienia się w znudzonego, zgorzkniałego świra i w końcu w samobójcę. Życie straciło smak, jak kromka czerstwego chleba. Ta zima, ten dzień nigdy się nie skończy. Jak często czuje to samo, kolejny dzień w którym nic nie osiągnę. Na co komu piekło, wystarczy życie.

Po wielu śmierciach staje się “małym bogiem”, wie wszystko i jest nieśmiertelny. Studiuje literaturę, uczy się gry na pianinie, rzeźbi w lodzie. Aż w końcu zaczyna robić dobre uczynki i przedkładać bezinteresowną pomoc innym nad własne zachcianki. Cóż za siła charakteru!

„Have the day of your life over and over again.”

Za każdym razem nie mogę wyjść z zachwytu jak aktualny i wbrew pozorom „duchowy” jest to film. Na wiele rzeczy nie mamy wpływu, ale możemy starać się zmienić podejście, a to już bardzo dużo, jeśli nam się uda. I może nie zajmie nam to tyle czasu co Philowi. 

Facet który widzi w połowie pusty kufel.

Danny Rubin autor scenariusza, zdradził w swojej książce „How to write the Groundhog day”, że nie miało być tak różowo. Kiedy wpadł na pomysł filmu, inspirował się historiami o wampirach Anne Rice. Pierwsza wersja nie miała być komedią romantyczną, a raczej filmem o samotności. Myślę, że ta książka będzie bardzo inspirująca dla adeptów scenopisarstwa. Jest w wersji elektronicznej, po angielsku, gdyby ktoś pragnął przeczytać. 

Z innej beczki. Pełny tytuł świstaka, nadany mu w 1886 roku, to Punxsutawney Phil, Widzący Widzących, Mędrzec Mędrców, Prognostyk Prognostyków i Nadzwyczajny Prorok Pogody.  

Koniec końców samsara ocaliła Phila. Przestał być egoistą i zakochał się bezinteresownie w pięknej Ricie. A od wschodu wiatr przesunie chmury i znów będzie słoneczny dzień. Czego sobie i wam życzę.

Po więcej ciekawostek, smaczków i innych filmowo-kulinarnych delikatesów z kina, VOD, streamingów (Netflix, HBO Max, Prime Video, Disney+, AppleTV), zapraszam do obserwowania bloga Kino i Kuchnia na facebooku albo na instagramie. A jeśli spodobał wam się wpis lub przepis na filmowe danie to dajcie lajka tu albo tu albo tu i tu. 

Dzień Świstaka | Groundhog day, 1993, reż. Harold Ramis

Rekomendowane artykuły