Lekcje chemii to opowieść o chemii w kuchni i nie tylko, a przede wszystkim o harcie ducha niezależnie od płci.
Były lata 50, Kalifornia. W świecie gdzie miejsce kobiet było przede wszystkim w kuchni, pojawiła się Elizabeth Zott. Chemiczka doświadczalna, kobieta „o nieskazitelnej cerze i charakterystycznej aurze osoby nieprzeciętnej, której przeciętność absolutnie nie grozi.” Do tego wychowywała samodzielnie córkę równie nieprzeciętną Madeline. Córka w przeciwieństwie do matki starała się za wszelka cenę niewyrożniać.
Elizabeth jako kobieta świadoma jak ważne jest jedzenie dla rozwoju oraz konieczności dostarczania organizmowi zrównoważonego zestawu witamin i minerałów, starannie przygotowywała lunche dla swojej córki.
W śniadaniówce mała Madeline oprócz solidnej porcji lasagne, duszonej cukinii, rozkrojonych w ćwiartki kiwi, pięciu idealnych pomidorków, maleńkiej solniczki marki Morton, dwóch jeszcze ciepłych ciasteczek z kawałkami czekolady
i czerwonego kraciastego termosu pełnego schłodzonego mleka, znajdowała karteczki. „Na przerwie po uprawiaj sport, ale pamiętaj, że chłopcy wcale nie muszą wygrywać”. Albo „Ani trochę ci się nie wydaje, większość ludzi faktycznie jest paskudna.”
Karteczki chowała w pudełku po butach, a lunche oddawała Amandzie Pine. Elizabeth zaniepokojona utratą wagi Madeline, po nitce do kłębka trafiła do ojca dziewczynki. Walter Pine był producentem popołudniowych audycji telewizyjnych. Wpadł w zachwyt i tak z chemiczki w Instytucie Badawczym w Hastings trafiła do telewizji, prowadząc program „Kolacja o szóstej”.
„Kiedy ktoś dorastał na codziennej diecie złożonej ze smutku trudno mu wyobrazić sobie, że innym mogły być serwowane jeszcze większe porcje.” – Lekcje chemii
„Kolacja o szóstej” stała się rewolucyjnym programem kulinarnym, w którym Elizabeth z pełną powagą gotowała dania praktyczne. Pilnowała produktów z wszystkich czterech grup żywieniowych. „Wierzyła w solidne porcje. I twierdziła, że nie warto przyrządzać żadnej potrawy, której trzeba poświęcić więcej niż godzinę.” Co najważniejsze przemycała w programie swoje poglądy, dalekie od powszechnych. Kiedy Zott zaczynała gotować, cała Ameryka siadała do stołu.
„Dzieci, nakryjcie do stołu. Wasza matka potrzebuje teraz chwili dla siebie.”
Oprócz głównej bohaterki i jej córki jest jeszcze opiekun rodziny pies o imieniu Szósta Trzydzieści. Dlaczego tak się nazywa, musicie sprawdzić sami. Jest i romans z geniuszem, nominowanym do Nagrody Nobla Calvinem Evansem.
„Chemia oznacza zmianę, więc to zmiana jest podstawą twojego systemu przekonań. I to dobrze, bo tego właśnie nam trzeba: większej liczby osób, które nie chcą się godzić na status quo, które mają odwagę zmierzyć się z tym, z czym pogodzić się nie da.”
Ta zabawna debiutancka powieść Bonnie Garmus w ciekawy sposób opowiada o emancypacji kobiet, radzeniu sobie w życiu, podejściu do kobiet, naukowczyń, w latach 60 w Ameryce. Wyłamywaniu się ze stereotypu matki i żony, sztucznych podziałów i sterowania za pomocą kolorów: różowy i niebieski. Zabawnie i lekko, opowiedziana historia o traktowaniu kobiet jako istot gorszych od mężczyzn. Dająca jednak siłę inspirując do brania sprawy w swoje ręce. Nie zostawianiu swojego losu w rękach mężczyzn czy boga.
„Odwaga w kuchni, przekłada się na odwagę w życiu.”
Po więcej ciekawostek, smaczków i innych filmowo-kulinarnych delikatesów z kina, VOD, streamingów (Netflix, HBO Max, Prime Video, Disney+, AppleTV, SkyShowtime), zapraszam do zapisania się na mój NEWSLETTER (ekskluzywne treści), obserwowania bloga Kino i Kuchnia na facebooku albo na instagramie. A jeśli spodobał wam się wpis lub przepis na filmowe danie to dajcie lajka tu albo tu albo tu i tu.